Jak nie dać się oszukać emocjom: pułapki idealizowania poznanych online osób

Jak nie dać się oszukać emocjom: pułapki idealizowania poznanych online osób

Wejście w świat wirtualnego randkowania to często wejście w przestrzeń, gdzie rzeczywistość bywa celowo lub nieświadomie upiększana, a nasz umysł, spragniony połączenia, chętnie współpracuje w tym procesie tworzenia iluzji. Pierwsza i najgroźniejsza pułapka emocjonalna czekająca na użytkowników portali randkowych to mechanizm projekcji i idealizacji. Pozbawieni bogatego kontekstu, jaki daje bezpośredni kontakt – ton głosu, mowa ciała, energia, jaką ktoś emituje – jesteśmy zmuszeni uzupełniać luki wyobraźnią. Gdy widzimy atrakcyjne zdjęcie i czytamy dobrze skonstruowany, dowcipny lub refleksyjny opis, nasz mózg zaczyna dopisywać resztę historii. Osoba, która lubi te same książki i filmy, automatycznie wydaje się nam idealnie dopasowana pod każdym innym, niewypowiedzianym względem. Projektujemy na nią nasze niespełnione marzenia, tęsknoty za idealną relacją i wyobrażenie o „drugiej połówce”. To niebezpieczna iluzja, ponieważ zakochujemy się nie w prawdziwym człowieku, ale w wizerunku, który sami stworzyliśmy, a który jedynie został zapoczątkowany przez kilka starannie wyselekcjonowanych informacji z profilu. Ten proces jest szczególnie intensywny, gdy na co dzień czujemy się samotni, wyczerpani rutyną lub przeżywamy kryzys życiowy. Wtedy wirtualna znajomość staje się jak oaza na pustyni – wydaje się jedynym źródłem nadziei i pozytywnych emocji, co dodatkowo napędza spiralę idealizacji. Każda nowa wiadomość jest analizowana pod kątem ukrytych znaczeń, każde zgodne z nami zdanie traktowane jako dowód na niemal mistyczną więź. Tymczasem po drugiej stronie ekranu znajduje się zwykły, niedoskonały człowiek, który nie ma pojęcia, jaką rolę mu przypisaliśmy i jak wysoko ustawiliśmy poprzeczkę. Rozczarowanie jest w tej sytuacji nieuniknione, a im większa była nasza emocjonalna inwestycja w ten wyimaginowany związek, tym boleśniejszy będzie upadek.

Kolejną podstępną pułapką jest zjawisko „dopasowywania” się, które w ekstremalnej formie prowadzi do zatracenia własnych granic. W początkowej, intensywnej fazie rozmowy, zwanej często „fazą podboju”, druga strona może wydawać się niezwykle uważna, empatyczna i zgodna z naszymi poglądami. Wymiana wiadomości jest szybka, pełna wzajemnego podziwu i wrażenia „rozumienia się bez słów”. W tym stanie euforii mamy tendencję do pomijania drobnych, niepokojących sygnałów, tak zwanych czerwonych flag. Być może wspomni coś lekko pogardliwie o byłym partnerze, obwiniając go w 100% za rozpad związku. Może wykazuje oznaki kontroli, pykając: „A dlaczego tak późno odpisałaś?” pod pozorem troski. Albo jego opowieści o własnym życiu są pełne dramatycznych zwrotów akcji, w których zawsze występuje w roli ofiary. Nasz wewnętrzny głos ostrzegawczy może szeptać: „uważaj”, ale często jest zagłuszany przez silniejsze pragnienie, by ta wspaniała iluzja była prawdziwa. Bagatelizujemy te sygnały, tłumacząc je sobie stresem, przeszłymi ranami lub po prostu „innością” drugiej osoby. Co gorsza, możemy zacząć dostosowywać swoje wypowiedzi i zachowania, by tylko nie zburzyć tej idyllicznej atmosfery. Unikamy kontrowersyjnych tematów, ukrywamy cechy, które uznaliśmy za „mniej atrakcyjne”, zgadzamy się na rzeczy, na które normalnie byśmy się nie zgodzili. To stopniowe ustępstwo jest jak oddawanie małych kawałków siebie, by utrzymać przy życiu wyidealizowany obraz relacji. W rzeczywistości, na tym wczesnym etapie poznawania kogoś za pośrednictwem aplikacji randkowej, powinniśmy być szczególnie wyczuleni na wszelkie oznaki braku szacunku, próby manipulacji czy narcyzmu. Prawdziwa, zdrowa relacja buduje się na wzajemności i akceptacji, a nie na nieustannej potrzebie dopasowywania się do czyichś oczekiwań lub na chodzeniu po cienkim lodzie, by nie sprowokować gniewu czy rozczarowania.

Trzecią pułapką, bezpośrednio związaną z medium, jakim są portale randkowe, jest iluzja dostępności i nieskończonych możliwości. Sam mechanizm „przesuwania” profili uczy nas podejścia przedmiotowego i obniża próg cierpliwości. Gdy rozmawiamy z kilkoma osobami naraz, trudno jest w pełni zaangażować się emocjonalnie w jedną relację. To z kolei może prowadzić do paradoksalnego zjawiska: zamiast chronić nasze serca, to porównywanie i dystansowanie się czyni je bardziej podatnymi na idealizację. Dlaczego? Ponieważ brak głębokiego zaangażowania pozwala nam utrzymywać kogoś w sferze niesprecyzowanego marzenia. Nie konfrontujemy się z jego prawdziwymi wadami, bo nie docieramy do etapu, gdzie one wychodzą na jaw. On lub ona pozostaje „jedną z opcji”, ale opcją, którą nasz umysł może dowolnie upiększać. Gdy któraś z rozmów się urwie, nie odczuwamy tego tak dotkliwie, bo mamy inne „w toku”. Jednak gdy już skupimy się na jednej osobie i zaczniemy ją idealizować, ta sama logika działa na naszą niekorzyść. Pojawia się lęk, że „tam, za następnym przesunięciem palcem, czeka ktoś lepszy, bardziej idealny”. To sprawia, że jesteśmy mniej skłonni inwestować w realną, istniejącą relację z jej niedoskonałościami, bo w głowie wciąż tkwi nam fantazja o „tej jedynej”, która jest gdzieś tam, w bazie danych serwisu randkowego. Ta mentalność poszukiwacza skarbów, a nie budowniczego relacji, jest zabójcza dla jakiejkolwiek poważnej więzi. Aby się przed nią uchronić, trzeba świadomie ograniczyć liczbę prowadzonych jednocześnie rozmów i skupić się na jakości kontaktu z jedną, maksymalnie dwiema osobami, które wydają się najbardziej obiecujące. Tylko wtedy możemy pozwolić, by relacja rozwijała się w naturalny, organiczny sposób, a nie w warunkach ciągłej, podświadomej rywalizacji z widmami innych, potencjalnie „lepszych” profili.

Ostatnią z fundamentalnych pułapek na tym etapie jest brak weryfikacji w świecie rzeczywistym. Długie, intensywne rozmowy online mogą stworzyć poczucie zażyłości porównywalne z wieloletnią przyjaźnią. Dzielimy się sekretami, trudnymi doświadczeniami, naszymi najgłębszymi obawami i marzeniami. To tworzy iluzję niezwykle głębokiej więzi. Jednak ta więź jest budowana w oderwaniu od kontekstu codzienności. Nie wiemy, jak ta osoba zachowuje się, gdy się spieszy, gdy jest zmęczona, gdy coś idzie nie po jej myśli. Nie widzimy, jak traktuje kelnera, jak reaguje na korek, jak spędza leniwe sobotnie popołudnie. Nasza relacja istnieje w swego rodzaju bańce, gdzie każda wymiana zdań jest starannie redagowana i pozbawiona chaosu prawdziwego życia. Dlatego tak kluczowe jest, aby nie przeciągać fazy czatowania w nieskończoność. Prawdziwa weryfikacja następuje dopiero podczas spotkań twarzą w twarz, i to nie jednego, ale serii spotkań w różnych okolicznościach. To właśnie wtedy iluzja idealizacji zaczyna się kruszyć, co jest procesem zarówno bolesnym, jak i niezbędnym. Zamiast więc budować ogromny gmach oczekiwań na podstawie miesięcy rozmów, lepiej jest spotkać się stosunkowo szybko – na krótko, przy niskiej stawce, na przykład na porannej kawie – aby zweryfikować, czy podstawowa chemia i wrażenie „na żywo” pokrywają się z tym, co powstało wirtualnie. To nie jest oznaka braku zaufania, lecz przejaw zdrowego rozsądku i szacunku dla własnych emocji. Chroni nas przed inwestowaniem w związek, który istnieje głównie na ekranie naszego smartfona, a którego fundamenty rozsypią się przy pierwszym zetknięciu z rzeczywistością. Pamiętajmy, że celem korzystania z platformy do wirtualnych spotkań nie jest stworzenie idealnego romansu w chmurze, ale znalezienie prawdziwego człowieka, z którym da się zbudować prawdziwą, ziemską relację, ze wszystkimi jej blaskami i cieniami.

Gdy już uda nam się nawiązać kontakt i przejść przez pierwszą, pełną ostrożności fazę poznawania, pojawia się nowe, subtelne niebezpieczeństwo: pułapka inwestycji emocjonalnej, znana w psychologii jako „efekt utopionych kosztów”. Im więcej czasu, nadziei i emocji włożyliśmy w daną relację, tym trudniej jest nam się z niej wycofać, nawet gdy pojawiają się wyraźne sygnały, że jest ona niezdrowa lub po prostu nie taka, jaką ją sobie wyidealizowaliśmy. Na forach randkowych ten mechanizm działa ze zdwojoną siłą, ponieważ cały proces budowania relacji od zera jest świadomym, aktywnym wysiłkiem. Nie spotkaliśmy się przypadkiem na imprezie; celowo stworzyliśmy profil, inwestowaliśmy czas w przeglądanie setek osób, prowadziliśmy dziesiątki rozmów, by w końcu znaleźć kogoś, kto wydaje się „tą osobą”. Gdy po kilku lub kilkunastu spotkaniach zaczynamy dostrzegać poważne niezgodności charakterów, różnice w wartości lub po prostu brak chemii, nasz umysł może się buntować. Zamiast chłodno ocenić sytuację i ewentualnie zrezygnować, zaczynamy szukać usprawiedliwień: „A może to tylko gorszy okres?”, „Inwestowałem w to już tyle energii, szkoda marnować”, „A co, jeśli już nikogo lepszego nie spotkam?”. To właśnie moment, w którym idealizacja przekształca się w swoiste więzienie. Tkwimy w relacji nie dlatego, że jest dobra i daje nam szczęście, ale dlatego, że już tak dużo w nią włożyliśmy. Dotyczy to również sytuacji, gdy druga strona okazuje się osobą manipulującą lub toksyczną. Im bardziej angażujemy się emocjonalnie, tym trudniej jest przyznać się przed samym sobą, że daliśmy się oszukać własnym uczuciom i pięknym słowkom. Wstyd i upokorzenie związane z przyznaniem się do błędu mogą nas skłaniać do trwania w iluzji, byle tylko nie musieć konfrontować się z rzeczywistością i zaczynać wszystkiego od nowa. To błędne koło, które może prowadzić do poważnych szkód psychicznych.

Aby nie dać się wciągnąć w tę pułapkę, niezbędne jest wypracowanie w sobie postawy uważnego obserwatora. Zamiast pozwalać emocjom na bezkrytyczne prowadzenie, należy regularnie, niczym zewnętrzny audytor, dokonywać oceny relacji. Można zadać sobie kilka kluczowych pytań: Czy po spotkaniach z tą osobą czuję się lepiej, czy gorzej? Czy jestem sobą w jej towarzystwie, czy gram jakąś rolę? Czy nasze wartości są rzeczywiście zbieżne, czy tylko tak mi się na początku wydawało? Czy szanuje ona moje granice, czas i uczucia? Odpowiedzi na te pytania powinny być oparte na faktach i konkretnych zachowaniach, a nie na nadziei i wyobrażeniu o tym, kim ta osoba może się stać. Bardzo pomocne jest również zaufanie opinii z zewnątrz – bliskich przyjaciół lub rodziny, którzy nie są zaślepieni emocjami i mogą dostrzec niepokojące sygnały, które my celowo lub nieświadomie pomijamy. Ich zdanie, nawet jeśli trudne do przyjęcia, może być bezcenne. Pamiętajmy, że na portalach randkowych, gdzie pierwsze wrażenie jest wszystkim, ludzie często prezentują swoją najlepszą, wyretuszowaną wersję. Gdy maska zaczyna opadać i ukazuje się prawdziwa twarz, musimy mieć odwagę spojrzeć prawdzie w oczy, niezależnie od tego, ile wysiłku już włożyliśmy w budowanie relacji z osobą, która istniała tylko w naszej wyobraźni lub w starannie skonstruowanym profilu. Wycofanie się w porę nie jest porażką, lecz aktem dojrzałości i troski o własne dobro psychiczne.

Ostatnią, niezwykle podstępną pułapką emocjonalną jest zjawisko „traumy bonding”, czyli tworzenia więzi opartej na cyklu nagród i kar. W kontekście randkowania online może to przybierać bardziej subtelne formy niż w jawnie toksycznych związkach. Osoba, z którą rozmawiamy, może przez większość czasu być czuła, uwielbiająca i uważna (nagroda), by nagle, bez wyraźnego powodu, stać się zdystansowana, chłodna lub krytyczna (kara). Może zniknąć na kilka dni, nie odbierając telefonu, by potem wrócić z piękną historią o tym, jak był zajęty lub przeżywał trudny czas. Ta nieprzewidywalność tworzy w mózgu stan podobny do uzależnienia. Niepewność i lęk przed utratą tej „wspaniałej” wersji partnera mieszają się z euforią, gdy znów się pojawia i okazuje czułość. W tym stanie, nasza zdolność racjonalnej oceny sytuacji gwałtownie spada. Zaczynamy usprawiedliwiać jego zachowanie („Ma trudny okres”, „To przez jego przeszłość”), a jednocześnie coraz mocniej przywiązujemy się do tych chwil „nagrody”, które stają się coraz cenniejsze przez swoją rzadkość. To mechanizm identyczny z tym, który działa w przypadku hazardu – nieprzewidywalna nagroda uzależnia najmocniej. W świecie aplikacji randkowych, gdzie kontakt jest łatwy, ale też łatwo go zerwać, takie wahania zaangażowania są częste i mogą być zarówno świadomą strategią manipulacji, jak i po prostu oznaką niestabilności emocjonalnej drugiej osoby. Niezależnie od przyczyny, efekt jest ten sam: nasze emocje stają się zakładnikiem tej sytuacji. Zamiast cieszyć się równomiernie rozwijającą się relacją, żyjemy w ciągłym napięciu i niepewności, co jest przeciwieństwem zdrowej, bezpiecznej miłości.

Jak się przed tym bronić? Kluczem jest świadomość własnej wartości i ustalenie wewnętrznych standardów traktowania. Jeśli czyjeś zachowanie jest niekonsekwentne, powoduje u nas niepokój i sprawia, że czujemy się mniej wartościowi, jest to wyraźny sygnał, że ta relacja nie służy naszemu dobru. Zdrowa relacja, także ta rozpoczęta na portalu randkowym, powinna być źródłem spokoju i wsparcia, a nie źródłem chronicznego stresu. Należy komunikować swoje potrzeby wprost, na przykład: „Bardzo cenię nasz kontakt, ale niepokoi mnie, gdy znikasz na kilka dni bez słowa. Potrzebuję większej komunikacji”. Reakcja na taką prośbę będzie doskonałym testem. Osoba dojrzała i szanująca nasze uczucia postara się zmienić swoje zachowanie lub przynajmniej szczerze wytłumaczyć. Osoba manipulująca lub niezaangażowana zbagatelizuje nasze odczucia, obwiniając nas o nadwrażliwość lub dramatyzowanie. Wtedy, pomimo bólu, powinniśmy mieć siłę, by odciąć się od tej relacji. Ochrona własnego serca i zdrowia psychicznego jest najważniejsza. Randkowanie online to jedynie narzędzie, które ma nam pomóc spotkać wartościowych ludzi, a nie cel sam w sobie. Jeśli korzystanie z niego prowadzi do nieustannego cierpienia, wątpliwości i utraty poczucia własnej wartości, to znak, że albo potrzebujemy zmienić strategię, albo zrobić sobie przerwę, by na nowo odnaleźć równowagę emocjonalną. Prawdziwa miłość, także ta znaleziona w internecie, powinna nas budować, a nie niszczyć. Powinna opierać się na wzajemnym szacunku, stabilności i prawdzie, a nie na iluzji i emocjonalnych rollercoasterach, które tylko udają namiastkę namiętności.

Rekomendowane artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *